Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jaka Wigilia, taki cały przyszły rok, czyli świąteczne tradycje i zwyczaje [WIDEO]

Beata Terczyńska
Beata Terczyńska
Wideo
emisja bez ograniczeń wiekowych
Kolęda z koniem okrążającym w domu stół, by zapewnić dobrobyt gospodarzowi, przywoływanie wilczka, śmieciarze przychodzący do panien, Herody, wieczerza przy dzieży, ustawianie snopów zboża zwanych dziadami. Podkarpacie bogate jest w tradycje, zwyczaje i rytuały świąteczne.

Spis treści

O tym, jak to dawniej w okresie świątecznym na ziemiach podkarpackich bywało, jeszcze za naszych dziadków i pradziadków, a nawet wcześniej, opowiedziały nam Elżbieta Dudek-Młynarska, kierownik Muzeum Etnograficznego im. F. Kotuli w Rzeszowie oraz Emilia Jakubiec-Lis, kustosz.

- Wigilia była dniem niezwykle magicznym, który wręcz wymuszał na ludziach odpowiednie zachowanie - mówią. - Istniało przysłowie, rodzaj przepowiedni „Jaka Wigilia, taki przyszły rok”. W tym dniu wszyscy starali się zatem zachowywać tak, jakby sobie życzyli, aby ten nadchodzący rok wyglądał. Oczywiście było to także fantastyczne narzędzie dyscyplinujące dzieci przez rodziców. Uważaj, jeżeli będziesz niegrzeczny i dostaniesz „lanie” w dniu Wigilii, to przyszły rok będzie dla ciebie przykry - przestrzegali. Co ciekawe, to powiedzenie jest w użyciu do chwili obecnej i niektórzy wierzą, że się spełnia.

Kobieta w dom - nic to dobrego nie przyniesie

Gospodynie w dniu Wigilii miały mnóstwo obowiązków związanych z przygotowaniem wieczerzy dla licznej rodziny. Wstawały najczęściej przed 4 rano i krzątały się non stop. Z tym uwijaniem się wiązano przesąd. Kobieta nie mogła usiąść nawet na chwilę. Inaczej wróżyłoby to, że będzie leniwa, że sprowadzi do domu niedostatek na przyszły rok. Panowie też starali się w tym dniu angażować w prace domowe, żeby zasłużyć na dobre urodzaje. Rąbali drewno, mielili w żarnach, przygotowywali obejścia do dnia świątecznego. Do nich też należał obowiązek znalezienia odpowiedniej choinki. Trzeba było przebyć ogromne śniegi, żeby ją zdobyć.

Elżbieta Dudek-Młynarska podkreśla, że Wigilia związana była z magią nowego początku. Z tą symboliką łączyło się przekonanie o skutkach odwiedzin kobiety. - Bardzo często wcześnie rano oczekiwano przybycia mężczyzny czy chłopca, ponieważ dobrze wróżyło to na przyszłość - mówi.

Pojawienie się kobiety jako pierwszej miało oznaczać chorobę, niepowodzenie w gospodarstwie, jakieś nieszczęście. Emilia Jakubiec-Lis tłumaczy, dlaczego w pewnym stopniu kobiety były tak „napiętnowane”. Wiązano to z magią i czarami. - Otóż gdyby kobieta pojawiła się w progach domostwa, nie wiadomo, co by z sobą przyniosła, czy czasami nie rzuciłaby jakiegoś uroku. Stąd to forowanie mężczyzn, czy wręcz pożądanie ich obecności w tym dniu.

Chociaż nie działało to wszędzie.

- Dla przykładu, na terenie lasowiackim wręcz oczekiwano na kobietę, gdyż zwiastowało to pomyślność przy hodowaniu zwierząt. Wierzono, że wtedy będą się rodziły cielaczki lub kokoszki. A jeśli chodzi o przybycie mężczyzn - byczki i kogutki - przybliża tradycje kierownik muzeum.

Unikano wszelkich czynności, które powodowały ubywanie. Niczego więc z domu nie wydawano, nie pożyczano. Skoro od tego dnia miało przybywać słońca, powinno też i w domu wszystkiego przybywać. Jak w książce „Ludowe obrzędy doroczne w Polsce południowo-wschodniej” pisze etnograf Andrzej Karczmarzewski - uciekano się także do praktyk, które miały spowodować „przybywanie”. Jak? „Sąsiedzi podkradali sobie różne przedmioty, które po świętach zwracali. Powszechnie starano się w dniu Wigilii pożyczyć coś od Żyda, bo to zapewniało powodzenie w interesach”.

Etnograf wprowadza w klimat: „Jeszcze pod koniec XIX i na początku XX w. we wsiach było dużo kurnych chat, w których w izbach trzymano krowy, drób (...) Zrozumiałe, że nastrój w takiej izbie, z poczerniałymi od dymu ścianami , skąpo oświetlonej łuczywem czy świecą i ogniem płonącym na palenisku pieca był zupełnie inny, aniżeli w izbie „nowoczesnej”, bielonej, bez zwierząt, oświetlonej lampą naftową. Wyposażenie izby bywało bardzo skromne. Często nie było stołu, a jedynie ławy pod ścianami służące do jedzenia i spania”.

Przygotowania obejścia i domu do świąt zaczynały się jeszcze w czasie adwentu. Przed II wojną światową zaczynano sprzątać i bielić domy w dniu św. Łucji.

Wilczku, wilczku przyjdź do grochu

Okres świąt Bożego Narodzenia był także tym czasem oczekiwania przybywania zmarłych.

- Zwyczajem, który był kiedyś popularny, szczególnie w południowej części regionu, było przywoływanie wilka: „Wilczku, wilczku, przyjdź do grochu, a jak nie przyjdziesz, to nie przychodź tego roku” - opowiada Elżbieta Dudek-Młynarska. - Tłumaczenia tegoż są różne. Między innymi takie, że pod postacią wilka przybywa ktoś obcy, zmarły. Starano się go więc obłaskawić, ułagodzić, by nie poczynił szkód w obejściu.

- Ważnym elementem było drzewko. Choinkę wstawiano do domu dopiero rankiem 24 grudnia. Nie wcześniej, tak jak dziś - mówią. - Ubieraniem zwykle zajmowały się dzieci.

Prababciami choinki były wieszane u powały podłaźniczki, na Rzeszowszczyźnie zwane też jutkami. To ucięte, zielone, iglaste gałęzie lub czubek choinki skierowany ku dołowi. Wieszano też w izbach światy z opłatków i pająki wykonywane głównie ze słomy, z dodatkiem np. różnego rodzaju ziaren czy bibułek - konstrukcje ażurowe, przestrzenne - pokazują.

Na podłaźniczkach, a potem choinkach wieszano za ogonki jabłka z sadów, orzechy (gdy pojawiły się złotka, to najlepiej ubrane w nie), pierniczki, ciastka, później również ozdoby słomiane i bibułkowe, pajacyki robione z wydmuszek, ale też cebulę czy czosnek jako formę ochrony przed złymi mocami. - Współcześnie nie wyobrażamy sobie świąt bez choinki, natomiast tak naprawdę pojawiła się ona dopiero pod koniec XVIII wieku. Najpierw stała się modna w kręgach arystokratycznych. Wśród pospólstwa wcale nie była popularna. Na wieś przeniknęła dużo później. Najpóźniej w Małopolsce i na terenach górskich (lata 30.). Na Podkarpaciu pojawiła się tuż przed I wojną światową.

- Babcia opowiadała mi, że w czasie wojny jej choinka ustrojona została w kurze piórka, bo tylko to było możliwe do zdobycia - opowiada kierownik muzeum.

Na dworskiej choince nie mogło zabraknąć woskowych, skręcanych, miniaturowych świeczek. Zapalano je przed samą wieczerzą, na chwilę, by pojawiła się światłość, nastrój.

- Warto wspomnieć o jeszcze jednym zwyczaju wigilijnym - dodaje Elżbieta Dudek-Młynarska. - Otóż wcześnie rano wychodzono z domu, by przynieść z potoku zimną wodę. Wkładano do miski pieniążek i obmywano się tym. Po pierwsze, by zapewnić sobie zdrowie, a po drugie - bogactwo i pomyślność. Czasami też dodawano sianka do tej wody.

Funkcję stołu najpierw pełniła dzieża

Ważne było, żeby się ubrać odświętnie do wieczerzy i żeby odpowiednio to miejsce do niej przygotować. W biedniejszych wsiach lasowiackich nieodłącznym elementem była dzieża, na której spożywano posiłki wigilijne. - Dzieża to forma drewnianego naczynia o średnicy około 60 cm, w którym przygotowywano ciasto na chleb - tłumaczą. - Albo stawiano ją na sianku, albo też na niej układano sianko i jakieś ziarna zboża, po czym przykrywano białym, czystym płótnem. Nie stawiano wszystkich potraw, ponieważ nie było tyle miejsca, tylko pojawiały się po kolei. Wszyscy uczestnicy wigilii przynosili ze sobą łyżki, często drewniane i kosztowali każdego dania.

Dodają, że ważne było, żeby położyć opłatek pod dane naczynie, w którym przynoszono postne potrawy. Jeżeli przykleił się do naczynia, wróżyło to dobre zbiory i plony, a jeśli nie - to znaczyło, że akurat nie uda się ta roślina, z której była przygotowywana strawa, czyli np. kapusta czy groch.

- Na dawnej wsi istniała też tradycja, że nie czekano na pierwszą gwiazdkę z rozpoczęciem kolacji, tylko gospodarz wnosił albo jeden snop zwany dziadem, złożonym z różnych gatunków zboża, albo cztery snopy. Symbolizowało to dusze przodków. Uważano, że schodzą na ziemię i ten wieczór spędzają z rodziną. Dlatego też uważano, by tym duszom nie zrobić krzywdy. Ściągano odzież rozwieszoną na wbitych w ścianę kołkach, żeby się tam nie zaplątały. Uważano, by nie wylać na nie wody. Siadając na ławie, trzeba było delikatnie zdmuchnąć duszę, żeby jej nie przysiąść - przybliża kustosz.

Dodaje, że w niektórych regionach inny zwyczaj rozpoczynał wieczerzę. Gospodarz przegryzał czosnek i pocierał nim zęby. - Tak naprawdę ważne było, żeby potrawy pojawiające się na wigilii były przygotowywane z tego, co rośnie w polu, w sadzie i w lesie.
Przy dzieży najczęściej jedzono na stojąco, a później, gdy pojawiły się stoły, siadano. Z pustym żołądkiem, stąd też i mnogość potraw, i składników związanych z obrzędowością zaduszną. Liczono 12 potraw, bo mamy 12 miesięcy w roku i 12 apostołów. - W zależności od zamożności domu albo sumowano poszczególne potrawy, albo składniki w tychże.

Z czego składał się pośnik? Różnie. Były: pierogi z ziemniakami, kapustą, kaszą, grzybami, śliwkami lub powidłem ze śliwek, barszcz biały, zupa grzybowa, barszcz czerwony z uszkami z farszem z grzybów, kapusta z grochem, kluski z makiem, kasze: gryczana, jęczmienna, jaglana omaszczone cebulą lub olejem lnianym czy konopnym, gołąbki z farszem z kaszy, zupy owocowe tzw. pamuły, kompot z suszek. Nie mogło zabraknąć chleba. Słodkości typu makowiec, sernik, piernik pojawiły się dużo później. - W okolicach Leżajska obowiązkowo na zakończenie podaje się tzw. pampuchy, czyli formy pączka - dorzuca kierownik muzeum.

W niżańskim przed rozpoczęciem posiłku zapalana była gromnica. Dzielono się opłatkiem. Puste miejsce zawsze miało znaczenie. Pierwotnie było przeznaczone dla zmarłych, a dopiero później, w XIX w. w okresie powstań, dla zbłąkanych wędrowców.

Takich prezentów jak dziś pod choinką nie było. W biednych domach dzieci czekały na ciasteczko, miód, orzechy. W bogatszych domach, w dworach przygotowywano prezenty dla służby. Były to z reguły tkaniny, rękodzieło wykonane przez panny dworskie, odzienie typu nowy mundur, spodnie, koszula, materiał na nową suknię czy spódnicę i... drobne słodycze dla dzieci. Wieczór wigilijny kończyła pasterka, na którą udawały się całe rodziny.

Boże Narodzenie - ten dzień był przede wszystkim dla rodziny. Wychodzono tylko do kościoła. Nie odwiedzano się między domami. Jedzono potrawy, które zostały z wigilii. - Ten święty dzień też wiązał się z różnymi zakazami i nakazami. Wykonywano jak najmniej czynności gospodarskich.

W Świętego Szczepana gospodarze przynosili na sumę owies i święcili. W obejściach, gdzie były panny na wydaniu, pojawiali się tzw. śmieciarze z twarzami uczernionymi sadzą. Zasypywali wręcz podwórka słomą, a panny musiały później to posprzątać. - Są ludzie, którzy jeszcze podtrzymują tę tradycję. Przetrwała np. w okolicy Łańcuta. W jednej z miejscowości w unowocześnionej formie. Słyszałam, że z bali słomy chłopcy ułożyli na podwórku imię dziewczyny - opowiada kustosz.

Już po północy zaczynało się chodzenie po kolędzie. Wszyscy oczekiwali przybycia kolędników. Na Podkarpaciu popularne były Herody, kolęda rozbudowana jak forma teatralna. Maszerowali królowie, anioł, diabeł, śmierć, Żyd z garbem, czasami żołnierze. Były oracje, śpiewy, dużo elementów zabawowych, ludycznych, które uatrakcyjniały całość. Kolędnicy otrzymywali w darze ciasta, pokarmy ze stołu świątecznego albo pieniądze.

„Dajcie konisiowi owsa i wody...”

Była też forma kolędowania ze zwierzęciem. - Na terenie lasowiackim, jeszcze do lat 70. chodzono z żywym koniem. To zwierzę w kulturze chłopskiej było szanowane, otoczone kultem. Kolęda z koniem miała charakter rytualny, a kolędnicy nie pobierali za to żadnych opłat.

Była to kolęda stricte życząca. Wypowiadano m.in. słowa: „Dajcie konisiowi owsa i wody, będziecie mieli w polu urody. Ziemniaki jak pniaki, bób jak chodaki”. - O powadze tejże kolędy świadczyło, że kolędnicy byli dobierani spośród mężczyzn dojrzałych, szanowanych. Ubierali się odświętnie i maszerowali w św. Szczepana z koniem pięknie odzianym w wieniec z igliwia. Wędrowali już o świcie po okolicy składając życzenia. Wchodzono ze zwierzęciem do domu i oprowadzano wokół stołu, co miało zwiastować dobrobyt. Konia częstowano owsem. Panowie dostawali po kieliszku dobrego trunku i dziękując, szli dalej.

Elżbieta Dudek-Młynarska i Emilia Jakubiec-Lis z Muzeum Etnograficznego w Rzeszowie przy dawnym pająku i podłaźniczce
Elżbieta Dudek-Młynarska i Emilia Jakubiec-Lis z Muzeum Etnograficznego w Rzeszowie przy dawnym pająku i podłaźniczce Paweł Dubiel

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jaka Wigilia, taki cały przyszły rok, czyli świąteczne tradycje i zwyczaje [WIDEO] - Nowiny

Wróć na lubaczow.naszemiasto.pl Nasze Miasto